W Barcelonie nie brakuje miejsc uroczych i magicznych. I nie mówię o tych, których opisy widnieją we wszystkich przewodnikach.
Mam na myśli miejsca, które odkrywamy przypadkiem na spacerze, idziemy i nagle się zakochujemy. Zakamarki gdzieś na uboczu, które giną w cieniu innych atrakcji, a jednak mają coś specjalnego w sobie. Wspominałam już nie raz, że mam słabość do dzielnicy Poblenou. W ubiegłych wiekach były tu głównie fabryki i mieszkania dla ubogich robotników. Część miasta, do której wyższe sfery nigdy nie zaglądały. Dopiero pod koniec XX wieku Poblenou przeszło głęboką metamorfozę. Stare fabryki przekształcono i wkomponowano w nowoczesne miasto. Parc del Clot (klik klik) czy Universitat Oberta de Catalunya są świadectwem dawnych czasów, ale i dowodem, że stare można połączyć z nowym. I w czasie jednego z niezliczonych spacerów po Poblenou znalazłam się w miejscu, które pokochałam od pierwszego wejrzenia.
Plaça Prim to mały plac w pobliżu Rambli Poblenou. Niby zwykły skwer, a jednak niezwykły. Powstał pod koniec XIX wieku jako miejsce dla okolicznych rybaków i robotników (od morza oddalony jest o zaledwie 5 minut) i jest jednym z niewielu miejsc w dzisiejszej Barcelonie, gdzie zachowały się niskie domy rybackie. Tu czas się zatrzymał. Najprzyjemniej jest wieczorem, kiedy na plac przychodzą okoliczni mieszkańcy odpocząć po ciężkim dniu w pracy. Dzieci wspinają się na rozlane pnie drzew o nazwie szkarłatki ombu, a starsi przysiadają na ławkach i cieszą się chwilą. A w czasie dorocznej Fiesty Poblenou na placu ustawione są gęsto stoły i krzesła, przy których przez cały tydzień bawią się vecinos (sąsiedzi).
Mam na myśli miejsca, które odkrywamy przypadkiem na spacerze, idziemy i nagle się zakochujemy. Zakamarki gdzieś na uboczu, które giną w cieniu innych atrakcji, a jednak mają coś specjalnego w sobie. Wspominałam już nie raz, że mam słabość do dzielnicy Poblenou. W ubiegłych wiekach były tu głównie fabryki i mieszkania dla ubogich robotników. Część miasta, do której wyższe sfery nigdy nie zaglądały. Dopiero pod koniec XX wieku Poblenou przeszło głęboką metamorfozę. Stare fabryki przekształcono i wkomponowano w nowoczesne miasto. Parc del Clot (klik klik) czy Universitat Oberta de Catalunya są świadectwem dawnych czasów, ale i dowodem, że stare można połączyć z nowym. I w czasie jednego z niezliczonych spacerów po Poblenou znalazłam się w miejscu, które pokochałam od pierwszego wejrzenia.
Plaça Prim to mały plac w pobliżu Rambli Poblenou. Niby zwykły skwer, a jednak niezwykły. Powstał pod koniec XIX wieku jako miejsce dla okolicznych rybaków i robotników (od morza oddalony jest o zaledwie 5 minut) i jest jednym z niewielu miejsc w dzisiejszej Barcelonie, gdzie zachowały się niskie domy rybackie. Tu czas się zatrzymał. Najprzyjemniej jest wieczorem, kiedy na plac przychodzą okoliczni mieszkańcy odpocząć po ciężkim dniu w pracy. Dzieci wspinają się na rozlane pnie drzew o nazwie szkarłatki ombu, a starsi przysiadają na ławkach i cieszą się chwilą. A w czasie dorocznej Fiesty Poblenou na placu ustawione są gęsto stoły i krzesła, przy których przez cały tydzień bawią się vecinos (sąsiedzi).
Kiedy powstał plac, powstała oczywiście i rybacka knajpa. Niestety w obecnych czasach istnieje w formie restauracji Els Pescador. I tu się strzeżcie! Restauracja jest często polecana przez hotele jako prawdziwe barcelońskie miejsce, ale to tylko pułapka dla turystów. O ile plac jest magiczny, o tyle Els Pescador ma ceny zupełnie nieproporcjonalne do jakości serwowanych potraw, a najmilej witanymi gośćmi są "dewizowcy". Barcelończycy tu nie zaglądają.
dziękuję za te informacje zilustrowane fotkami...aż mam ciarki. Barcelona była mi obca, no może jescze w piosence AMJ przyszła d mnie, ale teraz....?? miłość :) jadę tam.
OdpowiedzUsuń